czwartek, 6 października 2016

O takich, którym dasz palec, a oni chcą całą rękę

Znacie ten typ? Typ wiecznie niezadowolony? Typ co by tylko brał, nic nie dając od siebie? Typ, który w każdym widzi przysłowiową "szpilkę", a w sobie nie dostrzega "wideł"? Zastanawiam się czasami, czy to kwestia wychowania? Czy to może jakaś nabyta zachłanność? Może te osoby kiedyś takie nie były, może życie je tego nauczyło? Kiedyś, kiedy słyszałam od bliskich, że jestem "za dobra" chciało mi się śmiać. Miałam w głowię teorię, że warto być dobrym, bo w końcu to do nas wróci. I nadal tak myślę, prawdą jest jednak, że owszem może i dobro wraca, ale niekoniecznie od osób, którym kiedyś się je ofiarowało. Fajnie jest komuś pomóc, mnie to satysfakcjonuje, nie chodzi mi o wdzięczność, ale o myśl, że ułatwiło i uprzyjemniło się komuś życie. Są jednak osoby, które (niestety!) nie zawsze na to zasługują, które nie potrafią docenić cudzych starań. Nazwijmy ją Waleria. Waleria dzwoni do Ciebie w środku nocy, choć wie, że zostało Ci zaledwie kilka godzin snu, prosi byś odebrała ją z imprezy, bo nie ma jak wrócić, a ciemno i zimno, strach samej chodzić. Wstajesz i jedziesz przez pół miasta, żeby Walerka bezpiecznie dotarła do domu. Kiedy podjeżdżasz pod klub musisz czekać pół godziny aż Walerka raczy zakończyć zabawę, kiedy w końcu wychodzi dowiadujesz się, że oprócz niej na podwózkę liczy jeszcze jedna koleżanka i wcale nie chcą wracać prosto do domu, są głodne, chcą do Maca. Grzecznie informujesz, że możesz podrzucić je bezpośrednio do domów, na nocne podjadanie nie masz ochoty i czasu- wolisz się wyspać. Gwiazdy naburmuszone siadają w aucie i nie odzywają się przez całą drogę, za to Ty kiedy niewyspana biegniesz rano do pracy, dowiadujesz się od wspólnych znajomych jak to popsułaś Walerce zabawę i zgarnęłaś ją zbyt wcześnie do domu. Przykre co? A teraz o Felicji. Felka to roztrzepaniec nawet to w niej lubisz, Ty nie umiesz tak jasno patrzeć na świat i niczym się nie przejmować. Dobrze mieć takiego wariata obok. Pewnego dnia spotykasz Felkę na osiedlu, jak zawsze świetnie ubrana w nienagannym makijażu, mówi Ci jak to fajnie się bawiła w ostatnim czasie, na jakim super koncercie była i jak udała się jej wycieczka na weekend do Paryża, tylko kurczę, źle obliczyła wydatki i teraz tydzień przed wypłatą nie ma na jedzenie. Rozumiesz co ma na myśli, pożyczasz jej kilka groszy, w końcu jesteś świeżo po wypłacie, tydzień Cię nie zbawi. Po trzech dniach Felka dzwoni, że się pochorowała i czy możesz pójść do apteki, kupić jej leki, odda Ci pieniądze jak tylko będzie miała. Robisz to bez mrugnięcia okiem. Przyjaźń. Mija termin spłacania długo, a Felka przepada jak kamień w wodzie. Spotykasz ją w końcu przypadkiem, widzisz ją w butach, o których marzysz od dawna, ale nie możesz sobie na nie pozwolić, z prostego powodu- nie masz tyle kasy. Lekko Cię to wkurza, że dziewczyna wisi Ci pieniądze i zamiast oddać dług woli wszystko stracić na nowe ciuchy. Delikatnie zwracasz jej uwagę by oddała Ci co Twoje. Felka gotuje się ze złości, z impetem otwiera portfel, wręcza Ci pieniądze mówiąc, że nie spodziewała się, że upominasz się o te "parę groszy". Odchodzi. Czujesz się nieswojo? Takich przypadków w moim życiu było mnóstwo, długo zajęło mi zrozumienie, że to wcale nie ja źle się zachowuję, że nie powinnam czuć się winna, a przyjaźń, w której tylko jedna strona daje, nie jest przyjaźnią, a dziwnym układem, przynoszącym tylko jednostronne korzyści. Może to zabrzmi jak z taniego poradnika, ale trzeba znać swoją wartość i szanować samego siebie, nie można dać się wykorzystywać. Jeśli jesteś skora do pomocy, otwarta i lubisz ludzi, zasługujesz na to by otaczać się tylko tymi prawdziwymi, którzy cenią Twoją osobowość i chcą byś była częścią ich życia, nie po to by czerpać z tej znajomości jakieś profity, ale po to by mieć kogoś bliskiego. Warto pomagać, każdemu, ale czasami warto też zastanowić się, czy nie szkodzi się tym sobie. Nie można być cudzym przyjacielem, nie będąc przyjacielem samego siebie :)
snapchat: maarstaa\ instagram: @mar_sta_

wtorek, 4 października 2016

Relacje damsko-męskie

Nie należę do osób władczych. Totalnie nie wpisuję się w kanon kobiety ze stali, niezależnej i samowystarczalnej. Takiej, dla której facet może być tylko dodatkiem- jak sos do ziemniaków (z sosem smakują lepiej, ale i bez się zje), jeśli oczywiście wpasuje się w skrzętnie przemyślany szablon MĘŻCZYZNY IDEALNEGO, w przeciwnym razie zaliczy solidnego OUTa z mojego życia, a ja nawet przez chwilę za nim nie zapłaczę, w końcu "nie był mnie wart". Co więcej szlak mnie trafia, kiedy słucham takich lasek, co to mogą mieć każdego, lasek, którym trzeba padać do stóp w każdy nieparzysty dzień miesiąca, coby nie czuły się zaniedbane i niedopieszczone, lasek, które uważają, że nie muszą się starać, a bycie z nimi powinno być dla kolesia wystarczającą nagrodą, lasek wychowanych na poradnikach w stylu "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy?", które nie dadzą rady podjąć decyzji bez uprzedniego sprawdzenia w swojej "bliblii", czy aby na pewno zrobią dobrze i po raz kolejny udowodnią, że nikt im nie będzie w kaszę dmuchać. Cholera,nawet nie wiecie jak bardzo rośnie we mnie poczucie zażenowania, kiedy dochodzę do wniosku, ze żyję w czasach, w których powinnam się wstydzić tego, że zrobiłam mojemu mężczyźnie obiad, czy wstałam pięć minut wcześniej by mojemu ukochanemu przygotować kanapki do pracy, bo przecież "rączki ma", "się nauczy wygodny i nic sam nie zrobi", "kobiety już nie są od tego by zbierać brudne skarpety po pokoju z uśmiechem na twarzy" - prawda, nie są, ale co jeśli ja lubię wyprasować chłopakowi koszulkę, rozwiesić na suszarce wyprane gacie? Co jeśli szczęście daje mi sprawianie przyjemności drugiej osobie, troska o nią, pokazywanie, takimi małymi gestami, że jest dla mnie ważna. Kocham w moim związku to zdrowe podejście, to że kiedy mam ochotę na lody mój facet bez żalu pogna do sklepu, a ja w tym czasie zrobię coś co go odciąży i ułatwi mu życie. Mam nadzieję, że to zdrowe- z mojego punktu widzenia, podejście będzie nam towarzyszyć już zawsze, bo żeby wymagać od kogoś, trzeba dać coś od siebie. Nigdy nie chcę stać się kobietą roszczeniową, bo wiem, że nikt z taką zbyt długo nie wytrzyma, a lista moich potrzeb zamiast się kurczyć, będzie się wydłużać, przez co nigdy nie będę w 100 % zadowolona. Nie mówię, że mamy zmienić się w kury domowe i być na każde zawołanie drugiej połowy- przyznam nawet, zupełnie szczerze, że czasami zazdroszczę tym silnym babkom, które same są w stanie poradzić sobie dosłownie ze wszystkim, ale jeśli nie jesteś takim egzemplarzem to po prostu nie staraj się na siłę nim być... ludzie są różni i to, że potrzebujesz mężczyzny i czasami bywasz słaba nie jest powodem do wstydu. Przynajmniej ja się już tego nie wstydzę.